Kiepsko, kiepsko. Tym razem zmęczenie ogólne, a zapowiadało się dość dobrze. Wziąłem nawet dzień wolny. Nie wiem czy to ciśnienie, czy ta "zróżnicowana" pogoda, ale pomimo chęci (sprzęt i mata przygotowana w kuchni; żona chciała serial obejrzeć) poddałem się bez bicia. Plan naprawy po pierwszej poważniejszej klęsce to zrobić jutro około południa Legs and Back, a wieczorem Kempo.
Dietę przynajmniej trzymam...
Kolumna nr 1 (śniadanie)
Plan: Kubek mleka (0,5%) + coś zielonego
Realizacja: Mleko + kalarepa (nawet się najadłem, choć nie mam pojęcia ile wartości odżywczych może mieć ta zieleń)
Kolumna nr 2 (przekąska)
Napój witaminowy + połowa serka chudego
Kolumna nr 3 (obiad)
Skromnie, nie chciałem się objadać. Kilka ziemniaków, kotlety sojowe (z ketchupem da się jeść) + mizeria
Kolumna nr 4 (przekąska)
Tylko Serek wiejski, czyli nawet zgodnie z planem.
W południe udało się w końcu wykonać batony proteinowe, na nadchodzący tydzień. Przekąski gotowe!
(Spragnionym, polecam przepis na batony)
Kolumna nr 5 (kolacja)
Ryba + ryż. Łosoś za dwa złote już mi się przejadł, tym razem był to tuńczyk w oleju roślinnym (odcedziłem go finalnie). Wszystko popijane mlekiem 0,5%. Bez przypraw, wymieszane, okazało się całkiem zjadliwe i smaczne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz