Dzień drugi, jakby to powiedzieć, zaczęło się k...wa znowu wszystko jebać. Zacznę od początku, wszystko według planu.
Plan, dziś wtorek, wiersz koloru niebieskiego
Kolumna nr 1
Napój proteinowy (mleko z wczoraj; brak nowych kosztów) + banan 0,58gr. Do tego gratisowo kawa nie słodzona. Wiem, że bieda, ale jak mus to mus.
Kolumna nr 2
Przekąsek jeszcze nie mam (zrobię sobie batony; tracę cierpliwość kiedy to będzie) + do popicia napój energetyczny (aktualnie ActivLab). Oczywiście nawet napoju nie piłem, wprowadziłem za to inny, kawa Inka (bez słodzenia) + trochę śmietanki Light. W pracy dużego wyboru nie ma.
Kolumna nr 3 Obiad
Żurek (mogę powiedzieć, że pasowało, było dużo jak w całości; białko aaaa)
Kolumna nr 4
Miał być chudy serek (został w domu w lodówce, będzie na następny raz). Zjadłem jabłko, a bardziej podkradłem z talerza dzieciakom.
Kolumna nr 5 (kolacja)
Filet z kurczaka + pół kubka fasoli.
Świeży filet 250 gram - 3,62zł (ugotowałem tylko połowę, resztę zostawiam na środowe śniadanie)
Ceny fasolki nie pamiętam, ale coś ok 2zł z groszem. Całość podana z wyśmienitą wodą.
Ćwiczenia - BRAK !!!!
Po powrocie z pracy, zajmowałem się już tylko próbą naprawy pieca CO. Oczywiście bez skutku, czy zima nastała w domu. Jutro ma niby spec przyjechać. Do tej pory grzejemy się czym się da...
Samopoczucie:
Trochę bolą mięśnie, głównie biceps i triceps + lekko w okolicach ud. Zmęczenie może typowego nie ma, ale lekki zakwas jest (długa przerwa). Jutro na szczęście będzie pakowanie, rozruszam to co mi zastygło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz